Wiadomości
Jestem dumny z tego, co robię, gdzie to robię i z kim to robię // Humans of NATO Days
W akcji brał udział wiele lat temu, jeszcze jako żołnierz zawodowy. Był przy przekształceniu 157. jednostki ratowniczej Armii RC z jednostki wojskowej na jednostkę strażacką. Zaczynał jako zastępca komendanta, obecnie sam dowodzi Oddziałem Ratownictwa Czeskiej Straży Pożarnej. Jak mówił, on i inni członkowie wydziału nie robią tego dla pieniędzy - ale za pieniądze i dla ludzi. A technologia, której używają do ratowania życia ludzkiego i usuwania skutków klęsk żywiołowych, jest prezentowana co roku podczas Dni NATO w Ostrawie & Dni Sił Powietrznych Armii RC. Wywiadu udzielił nam tym razem bryg. gen. David Kareš, dowódca oddziału ratowniczego Czeskiej Straży Pożarnej i Ratownictwa.
Jakie są główne zadania Oddziału Ratunkowego Straży Pożarnej Republiki Czeskiej?
Jednostka ratownicza Państwowej Straży Pożarnej Republiki Czeskiej ma siedzibę w Hlučínie, ale obecnie jest rozmieszczona w trzech lokalizacjach. Oprócz Hluczyna są to Jihlava i Zbiroh. Nasze priorytetowe działania opierają się na predestynacji. Jesteśmy ogólnokrajową jednostką centralnie sterowaną, która zapewnia wsparcie i współpracę jednostkom pierwszej linii frontu, przede wszystkim w interwencjach o charakterze długoterminowym, w interwencjach specyficznych oraz przy zaangażowaniu określonego sprzętu i sprzętu specjalnego, jakim dysponujemy. To jest główna rzecz, dla której zostaliśmy stworzeni i przeznaczeni.
Na początku naszej działalności zdarzały się klęski żywiołowe. W tym roku podczas powodzi, nasze wyposażenie okazało się konieczne, jednak z biegiem lat zaczęliśmy skupiać się także na sprawach szczególnych, zarówno w Czechach, jak i za granicą. A od lutego tego roku mamy w zestawie Wydziału Ratownictwa 10 magazynów lub miejsc pracy z centralnym zaopatrzeniem Czeskiej Straży Pożarnej i Ratownictwa, w których znajdują się materiały zarówno do ochrony ludności, jak i do awaryjnego zakwaterowania lub cateringu. Oznacza to, że na chwilę obecną, poza działalnością ratowniczą mamy także zadania związane z magazynowaniem, przeładunkiem i dystrybucją centralnego zaopatrzenia na wypadek sytuacji kryzysowych.
Czy jednostki stacjonujące w Jihlawie i Zbirohu różnią się od tych w Hluczynie, czy też mają te same zadania?
Jest tylko jedna jednostka ratownicza. Jest to pojedynczy element, obejmujący całą republikę, nie mamy jurysdykcji terytorialnej. Jesteśmy jednostką prawdziwie ogólnokrajową, a naszym szczeblem nadrzędnym jest Generalna Dyrekcja Straży Pożarnej i Ratownictwa Republiki Czeskiej. Tu w Hluczynie są dwie jednostki ratownicze, w Jihlawie i Zbirohu zawsze jest jedna. Nazywa się je kompaniami i tutaj różnica jest, choć częściowa. W każdej miejscowości – Hlučín, Zbiroh, Jihlava – działa jedna i identyczna kompania ratownicza. Ponadto w Hluczynie jest taka, która ma ekipę, sprzęt i materiały do specjalnych zadań. Jest to kynologia służbowa, strzelectwo, nurkowanie, pompowanie wody o dużej wydajności, technologia i środki do odkażania ludzi i sprzętu na szerszą skalę oraz inne specyficzne działania.
Czym ZU HZS RC różni się od zwykłych straży pożarnych?
Straż Pożarna Republiki Czeskiej podzielona jest na regionalne jednostki straży pożarnej, których jest w Republice Czeskiej 14, i posiadają one swoje jednostki i stacje rozmieszczone na swoim obszarze w sposób umożliwiający realizację powierzonych im zadań. Jednostka ratownicza jest całkowicie samodzielnym elementem, który przeznaczony jest do zupełnie innych działań. Prawdą jest, że w systemie, w którym działamy, występują takie same sprawy. Mamy to samo kierownictwo za pośrednictwem Dyrekcji Generalnej HZS RC, rozmieszczenie sił i zasobów zawsze odbywa się za pośrednictwem krajowego centrum informacji operacyjnej, działamy na podstawie tego samego prawa i w zasadzie wszyscy jesteśmy tymi samymi strażakami. To jest podstawa wszystkiego i to jest dobre.
My w przeciwieństwie do strażaków na stacjach wyjściowych, nie wyjeżdżamy co 2-3 minuty. U nas nie da się tego nawet technicznie rozwiązać, a biorąc pod uwagę to, co mamy i do czego jesteśmy przeznaczeni, wyjazd mamy w ciągu kilkudziesięciu minut, a jeśli mówimy o udziale większej ilości sprzętu lub większe oddziały, to jest to rzędu godzin. Zasadnicza różnica polega zatem na tym, że u nas interwencja oznacza długoterminowe zaangażowanie. Średni czas jednej z naszych interwencji to kilkadziesiąt godzin, czasem nawet dni. Na zwykłych stacjach zajmuje to kilkadziesiąt minut. Krótko mówiąc, istnieje różnica w działaniach, które wykonujemy. Podam przykład: gdyby zdarzył się wypadek drogowy nawet tutaj, w pobliżu naszej jednostki, oczywiście musimy postępować tak, jak nakazuje prawo. Ale najbliższa stacja Straży Pożarnej i Ratownictwa Kraju Morawsko-Śląskiego jest przeznaczona do tego wypadku drogowego, czy do czegoś innego, a oni naprawdę potrzebują nas do większych rzeczy, na które nie mają wystarczających środków.
Jakie wymagania stawiane są członkom ZU? Czy mogą pochodzić z „cywila”, czy też są rekrutowani z innych jednostek?
Podstawowe wymagania są dokładnie takie same, jak każdego innego członka Straży Pożarnej i Ratownictwa. Oznacza to, że członek musi przejść testy fizyczne i musi cieszyć się doskonałym zdrowiem. Musi przejść badania psychodiagnostyczne, aby był dopuszczony do pracy na oddziale zarówno osobiście, jak i pod kątem testów wysiłkowych. Zatem podstawowe warunki są wszędzie takie same. Oczywiście w Dziale Ratownictwa, w tym co robimy i czym się zajmujemy, preferujemy osoby z orientacją techniczną. Z całą pewnością zależy nam na tym, aby osoba, która do nas dołączy, posiadała prawo jazdy kategorii C, ewentualnie jakieś inne uprawnienia, chociaż jesteśmy w stanie wyrobić prawo jazdy.
Z drugiej strony chcemy, aby ta osoba miała pewne doświadczenie lub warunki wstępne do stosowania naprawdę specyficznej techniki. W takim razie pozostaje tylko kwestia wyboru, czy osobiście pasuje on do naszych szeregów czy nie. Rekrutujemy osoby głównie z ludności cywilnej. To się nie zdarza i nawet nie chcemy przeciągać ludzi z wojewódzkich Ochotniczych Straży Pożarnych. Myślę, że osoba, która chce iść do straży pożarnej, sama zdecyduje, czy lepiej dla niej iść tą drogą i pracować w trybie zmianowym na posterunku, czy u nas w nieco innym trybie i wykonywać tę specyficzną pracę . Myślę, że powinien to zrobić w dłuższej perspektywie. I to wszystko.
Rozpoczął Pan karierę w Armii Republiki Czeskiej, w 157. Batalionie Ratunkowym. Czym różniła się działalność jednostki w armii w porównaniu z sytuacją, kiedy jest ona częścią HZS?
Mała sprostowanie – co prawda zaczynałem karierę w Armii Republiki Czeskiej, ale ten początek był w szkole wojskowej, a po szkole w siłach rakiet przeciwlotniczych. Dopiero później, przeniosłem się do 157. jednostki ratunkowej, która znajdowała się tutaj, w Hluczynie. I to był też etap pośredni do tego, że podlegałem Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Straży Pożarnej. To prawda, że moja kariera w wojsku była długa i miło ją wspominam. Z drugiej strony muszę całkiem uczciwie powiedzieć, że przeniesienie się do jednostki Ratownictwa Pożarnego i do tego wydziału, było chyba najlepszą decyzją w moim życiu, której nigdy nie żałuję, a która w efekcie popchnęła mnie do przodu w pracy, którą wykonujemy.
Różnice były tam dość znaczne, nawet nie tak, jak chodzi o sprzęt, bo przeszliśmy z technologią i jednocześnie z nią pracowaliśmy, mimo że od początku wiedzieliśmy, że czeka nas poważna modernizacja, którą nadal realizujemy i nadal jest wiele do zrobienia. Jednak zasadniczą zmianą był system działania. Wojsko i jego rozmieszczenie sił i zasobów w ramach Zintegrowanego Systemu Ratownictwa różni się od Straży Pożarnej. Już to przeznaczenie jest dla wojska priorytetem dla bezpieczeństwa zewnętrznego, natomiast Straży Pożarnej i Ratownictwa dla bezpieczeństwa wewnętrznego. Osobiście jestem bardzo zadowolony z tego, co obecnie robimy. Zasadniczą różnicą było to, w jaki sposób nauczyliśmy się funkcjonować. W systemie wdrażania i eksploatacji technologii, a także w całym systemie. Generalnie jest tak samo, pracuje się z ludźmi, którzy złożyli przysięgę, podlegają prawu służbowemu i wykonują swoją pracę dla bezpieczeństwa obywateli Republiki Czeskiej. W zasadzie wszyscy jesteśmy tacy sami i to jest dobre. Ale przecież jednak, strażacy są trochę bliżej bezpieczeństwa wewnętrznego.
Zatem w 2009 roku był Pan także obecny przy tworzeniu ZU HZS RC. Czy może nam Pan opisać, jak dział rozwinął się od chwili jego powstania? Jak rozwijała się Pana rola w jednostce?
Reorganizacja i włączenie oddziału do Straży Pożarnej było bardzo skomplikowane. To był naprawdę skomplikowany proces. Trzeba było rozwiązać wiele kwestii legislacyjnych. Wiele osób, które tu służyły i służą nadal, było i jest byłymi żołnierzami zawodowymi. Oznacza to, że trzeba było zmienić prawo, uregulować kwestie majątkowe w obszarze rozgraniczenia. Ale najważniejsze i zasadnicze było znalezienie naszego miejsca w Straży Pożarnej i Ratownictwie. Doskonale rozumiem, że w momencie, gdy przechodziliśmy pod Straż Pożarną, dla większości z nich, co zrozumiałe, byliśmy nieznani. Panował ogromny sceptycyzm co do tego, czy będzie to wykorzystane, czy będzie to miało sens. Zawsze to rozumiałem, a naszym zadaniem było przekonać wszystkich, że to ma sens, pokazać, że jesteśmy w stanie zaoferować lub wypełnić przestrzeń, której mogło brakować w systemie.
Nawet nie powiedziałbym, że moja rola była niezwykle ważna, każdy miał ważną rolę. Zacząłem 1.01.2009 jako zastępca dowódcy, z tym, że miałem pod sobą jednostki wykonawcze, a moja rola polegała przede wszystkim na zapewnieniu wyszkolenia i gotowości jednostek, ale jednocześnie trzeba było poznać prawdziwe zaangażowanie w interwencję we współpracy z komponentami IZS. Z biegiem czasu, gdy tylko odszedł były dowódca, generał brygady Radim Řehulka, zaproponowano mi stanowisko dowódcy, które przyjąłem z wielką dumą. Od tego czasu jestem tu dowódcą. Od początku nastąpiła duża rozbudowa jednostki, od początku rozlokowano nas tutaj, w Hluczynie, co całkiem zrozumiałe, nie wydawało się najbardziej wiarygodne. Posiadanie centralnego komponentu ogólnorepublikowego na wschodzie republiki nie jest szczęśliwym rozwiązaniem. Wszyscy o tym wiedzieli, więc już w następnym roku powiększyliśmy się o jednostkę w Zbirohu na zachodzie republiki, a z czasem powiększyliśmy się o jednostkę w Jihlavie, aby objąć centrum republiki.
Oczywiście mogę sobie wyobrazić, że dla lepszego dojazdu lub efektywniejszego rozmieszczenia będziemy jeszcze mieli jednostkę, która będzie gdzieś na północy, ponieważ dla nas w tej chwili północne części republiki są bardzo trudno dostępne, ze względu na infrastrukturę. Ale co ważne, znacznie zwiększyliśmy i poprawiliśmy zasięg oraz czasy, które osiągnęliśmy, zwiększyliśmy możliwości i środki, które jesteśmy w stanie wykorzystać na miejscu, i uważam, że ugruntowaliśmy swoją pozycję w Straży Pożarnej i Ratownictwie tak, że wszyscy już wiedzą, co jesteśmy w stanie zapewnić. Twierdzimy, że nie jesteśmy niczym ekstra, nie chcemy się zmieniać w Bóg wie co. Zawsze powtarzam, że nasz sprzęt to sprzęt Straży Pożarnej i Ratownictwa, dowolnego regionu, tyle że jest u nas w garażu i dodam im człowieka, który jest do tego przeszkolony.
ZU jest używany przy prawie wszystkich większych kataklizmach w Republice Czeskiej – takich jak eksplozje w Vrběticach, tornado na Morawach Południowych, a nawet niedawne powodzie w regionie morawsko-śląskim. Czy osobiście uczestniczysz w tych interwencjach? Czy te zdarzenia można porównać pod względem stopnia trudności interwencji?
Z racji mojego stanowiska nie jest tak, że nie chcę, ale nie mam czasu, żeby być na każdej interwencji. Z drugiej strony muszę powiedzieć, że osobiście uczestniczę w tych dużych i ekstremalnych interwencjach, powodziach czy tornadach. W zasadzie tylko po to, żeby móc na miejscu zapewnić system dowodzenia i kontroli naszych jednostek, czyli konkretne rozmieszczenie, bo całkowicie rozumiem, że dowódca na miejscu nie zna i nie może znać naszych dokładnych możliwości i środków, którymi dysponujemy oraz jak z nimi współpracujemy. Moja rola w terenie polega na znalezieniu odpowiedniego stanowiska oddziału ratunkowego, aby pomóc im w jak największym stopniu lub zalecić procedury, które my jesteśmy w stanie wykonać, a oni zwykle tego nie robią. To zrozumiałe, że wymieniłaś duże, ważne interwencje, ale ogólnie było ich bardzo dużo w ciągu 16 lat naszej działalności.
Muszę wrócić do Vrbětic, które zawsze uważam za kamień milowy w służbie ratunkowej. Była to najdłuższa interwencja Zintegrowanego Systemu Ratownictwa w historii. Niedawno odwiedziłem Vrbětice, kiedy zostałem zaproszony do zwiedzania obiektu z okazji 10 lat po eksplozji pierwszego magazynu. Dla nas oznaczało to sześć lat życia – sześć lat, podczas których nasi członkowie nie byli we Vrběticach przez dwa dni. Historycznie, z perspektywy czasu, odbieram to jako jeden wielki cud, że nikomu nic się nie stało, z drugiej zaś jako satysfakcję, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby ograniczyć ryzyko wystąpienia niezwykłych zdarzeń dla naszych ludzi. Tak naprawdę nikomu nic się nie stało, a sytuacja była bardzo wymagająca i niebezpieczna. Od tego czasu lub w tym czasie zajmowaliśmy się także powodziami, które miały miejsce w Czechach, we wszystkich uczestniczyliśmy – tornado, pożar lasu w Hřensku, covid i ogromne zaangażowanie w kontekście covidu, kiedy robiliśmy konkretne działania.
Oczywiście w miarę zwiększania się zagrożeń i niebezpiecznych sytuacji, zwiększa się również liczba naszych rozmieszczeń. Dużo działamy za granicą, często podróżujemy albo z transportem pomocy humanitarnej czy innego materiału, ale także w ramach akcji ratowniczych czy prac likwidacyjnych. Albo wiąże się to z pompowaniem wody o dużej wydajności, albo z jakimś zapewnieniem awaryjnego zasilania energią elektryczną. Ostatnio bardzo ważna i do czego się przygotowujemy w ramach całej Straży Pożarnej Republiki Czeskiej, jest walka z pożarami lasów. Członkowie są więc przygotowani do funkcjonowania za granicą. W zeszłym roku byliśmy w Turcji i Bułgarii, rok wcześniej w Grecji. Można powiedzieć, że tak naprawdę mamy do czynienia z całą Europą.
Masz także doświadczenie w akcjach ratowniczych za granicą, np. w ratowaniu ludzi z zalanej jaskini w Tajlandii czy transporcie pomocy humanitarnej do Kijowa. Jakie są według Pana największe wyzwania związane ze współpracą międzynarodową w akcjach ratowniczych?
Są tu dwa poziomy. Po pierwsze, pewnie porównałbym to do Tajlandii, kiedy w zasadzie byłem tam jeszcze z kolegą ze Straży Pożarnej miasta stołecznego Pragi. Nie po to, żeby kogoś ratować w tym momencie, od tego byli inni i wykonali naprawdę luksusową robotę. Byliśmy tam, żeby móc zaproponować i ewentualnie rozwiązać problem wypompowywania wody z tych jaskiń, tak aby ewakuacja chłopców była jak najłatwiejsza. Nie zostało to wówczas zrealizowane, ze względu na znaczną zmianę sytuacji na miejscu. Ale najważniejsze było to, że jako mała republika gdzieś w centrum Europy mamy doświadczenie, mamy system, mamy zasoby i wyszkolonych ludzi, aby to zrobić. Oznacza to, że za bardzo ważne uważa się pokazanie, że potrafimy pomóc nawet w tak odległym kraju i podczas tak trudnego wydarzenia, że potrafimy zmobilizować siły i środki, że potrafimy ocenić rzeczywistość.
To jedna rzecz. W ramach wszystkich działań międzynarodowych, czy to było trzęsienie ziemi w Turcji, czy pożary lasów, pokazuje się, że system, który mamy w Straży Pożarnej i Ratownictwie oraz IZS, działa tutaj, bo jesteśmy w stanie go zaoferować. Mamy to i to działa. Problem w tym, że zawsze zależy to od konkretnego miejsca, od konkretnego wydarzenia. Oczywiście, coś innego jest podczas trzęsienia ziemi, coś innego podczas pożaru lasu, coś innego podczas transportu pomocy humanitarnej. Dużą niewiadomą i dużym problemem jest sam dojazd na miejsce, jeśli mówimy o trasie lądowej. Wspomniałaś o Kijowie, byliśmy tam w 2014 roku, jeśli się nie mylę. Byłem tam wtedy jako dowódca. To było 1500 km, które przejechaliśmy, można powiedzieć, w jednym kawałku, z krótkimi przystankami, abyśmy mogli jak najszybciej wrócić, bo sytuacja bezpieczeństwa nie była tam najlepsza. A wymagania wobec kierowców, ludzi i technologii są wysokie. Jeśli jednak nie mówimy konkretnie o transporcie, to zawsze chodzi o zapewnienie funkcjonowania systemu na miejscu. Ponieważ każdy kraj jest specyficzny i musimy zadbać o to, abyśmy mogli skutecznie robić to, co w naszej mocy. Do tego dochodzą warunki lokalne.
Na przykład tej wiosny, kiedy byliśmy we Francji, podczas powodzi. Powodzie, które występują w temperaturach bliskich zera, mają swoją specyfikę. Jest to trudne dla ludzi, bo jest zimno, zawsze jest mokro, wieje wiatr i trzeba mieć do czynienia ze sprzętem do pompowania wody w dużych ilościach. Z drugiej strony, drugą skrajnością są pożary. Na przykład w Grecji, kiedy znów było bardzo gorąco, w każdej chwili wokół ciebie może wybuchnąć pożar. Trzeba przygotować trasę ewakuacyjną, ale też takie drobnostki, jak reżim picia dla ludzi, żeby nikt się na Was nie przewrócił, żeby się nikt nie przegrzał. To olbrzymi zbiór rzeczy i działań, o których trzeba myśleć. Ale jestem naprawdę dumny z tego, co robię i gdzie to robię, w jakiej organizacji pracuję.
Przez te lata wyciągnęliśmy wnioski, wyciągnęliśmy doświadczenia z dotychczasowych wdrożeń i wciąż doskonalimy system działania. Dzisiaj naprawdę już mniej odkrywamy i zdajemy sobie sprawę z lepszych realizacji. I to dobrze. I powtarzam jeszcze raz, jestem naprawdę dumny z tego, co robię, gdzie to robię i z kim pracuję, bo ludzie, których mam wokół siebie i organizacja, w której pracuję, to nie dlatego, że mamy napis Strażacy i to może wygląda ładnie. Spotkałem tu naprawdę wielu wspaniałych ludzi, którzy potrafią to robić nie dlatego, że robią to dla pieniędzy, ale robią to za pieniądze dla ludzi, a to chyba najważniejsze.
Jednostka ratownicza Czeskiej Straży Pożarnej i Ratowniczej co roku prezentuje się także na Dniach NATO w Ostrawie & Dniach Sił Powietrznych Armii RC. Dla wielu osób jest to przede wszystkim wydarzenie o tematyce lotniczej, ale to tylko niewielka część tego, co jest tam prezentowane. Jak postrzegasz to wydarzenie?
Mam trochę osobisty związek z tym wydarzeniem, bo gdy byłem jeszcze żołnierzem zawodowym, byliśmy już uczestnikami Dni NATO. To było w czasach, gdy Dni NATO powstawały, wyglądało to zupełnie inaczej niż dzisiaj i prawdą jest, że mogę porównać tamte lata, a także to, jak Dni NATO się rozwijają. Zaczynaliśmy tam od zielonej technologii już w czasach jednostki wojskowej. Z biegiem czasu, gdy przekształciliśmy się w strażaków, braliśmy tam udział niemal co roku, w ramach prezentacji sprzętu i środków. Jednak oprócz tego w porozumieniu z organizatorami i Armią Republiki Czeskiej, na podstawie próśb, pomagamy także w niektórych kwestiach związanych z logistyką, zabezpieczeniem całej imprezy.
Muszę powiedzieć, że dla mnie Dni NATO są przede wszystkim niezwykle prestiżowym wydarzeniem dla Republiki Czeskiej, ale także dla wszystkich, którzy tam są i mają możliwość zaprezentowania swojej pracy. Kiedy usłyszy się Dni NATO, wszyscy wyobrażają sobie myśliwiec, który przeleci, narobi okropny hałas a wszyscy będą na niego patrzeć. Dla wielu entuzjastów jest to w porządku, ponieważ ludzie zwykle się z tym nie spotykają. Ale dla mnie Dni NATO są przykładem powiązania bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego obywateli Republiki Czeskiej, to musi iść w parze. Nadal twierdzę, że nie można powiedzieć, że obrona zewnętrzna może działać bez wewnętrznej i odwrotnie. Elementem wspólnym jest bezpieczeństwo i to jest tu pokazane.
Zawsze staram się przejechać po okolicy i obserwować jaki jest rozwój technologii i ogólnie, jakie komponenty wchodzą w grę. Kiedy widzisz wszystkich partnerów, którzy próbują tu zaprezentować swoje działania i z jakim entuzjazmem, w tym momencie dla mnie przesłanie jest takie, że choć nieszczęście tak naprawdę nie chodzi po górach, to jednak chodzi po ludziach i że już go przeżyliśmy ostatnio, więc jesteśmy na to gotowi. Mamy dużo ludzi, dużo technologii, dużo środków, nowoczesnych środków na to gotowych, ale jednocześnie Dni NATO pokazują, że mamy gdzie się dalej ruszyć.
Doskonale rozumiem, że sytuacja gospodarcza na świecie jest skomplikowana, ale uważam, że na bezpieczeństwie nie powinniśmy oszczędzać. Dni NATO trochę to pokazują. To piękny sprzęt wojskowy, mam do niego blisko, byłem żołnierzem zawodowym, ale to także funkcjonalny, nowoczesny, dobry sprzęt dla strażaków, pogotowia ratunkowego, policji i wszystkich innych sił. Jeśli jedziemy tam ze sprzętem, to co roku zdarza się pewne nakładanie, co staramy się wykazać we współpracy ze Strażą Pożarną Województwa Morawsko-Śląskiego. Mogę na przykład wspomnieć, że na Dniach NATO zaprezentowaliśmy nasze zmodyfikowane opryskiwacze cysternowe, czy to Titan, czy Triton, czyli samochody, które powstały właśnie na bazie Vrbětic i w pewnym stopniu pokrywają się z technologiami wojskowymi. Powstały na podwoziu wojskowym lub w oparciu o niektóre technologie wojskowe i służą w rękach strażaków. Muszę przyznać, że ich zastosowanie sprawdziło się nie tylko podczas pożarów niebezpiecznych składowisk, ale także w Hřensku. Zaprezentowaliśmy tam pompy o dużej wydajności, które obecnie posiadamy do pompowania wody o dużej wydajności, niektóre z naszych maszyn do robót ziemnych lub specjalistyczne, których używamy do usuwania skutków klęsk żywiołowych i tak dalej.
Tej technologii było już tam sporo i wierzę, że w przyszłości uda nam się przekonać gości wydarzenia, że jako element – teraz będę mówił wyłącznie w imieniu Ratownictwa – że cały czas się przygotowujemy, abyśmy mogli dołożyć wszelkich starań, aby mieszkańcy tutaj czuli się bezpiecznie. Myślę, że głównym tematem Dni NATO nie są samoloty, ale bezpieczeństwo.
Zgadza się. Motto wydarzenia od pierwszego roku brzmi: „Nasze bezpieczeństwo nie jest dane raz na zawsze”.
Tak, niestety, nasze bezpieczeństwo nie jest dane raz na zawsze. Musimy inwestować w nasze bezpieczeństwo, ale musimy wiedzieć, jak i w co inwestować i nie możemy bać się powiedzieć tego na głos, to nie przyjdzie samo.
Czy chciałbyś coś dodać na zakończenie?
Ponieważ czas płynie szybko i pędzi przez wiele rzeczy, może podziękuję wszystkim. Przede wszystkim swoim pracownikom, członkom, ale także pracownikom, którzy ogólnie rzecz biorąc zapewniają tym członkom wsparcie na wszystkich poziomach. Podziękować im za pracę, za zaangażowanie, bo ten rok był dla nas bardzo trudny. Jeśli dobrze rozumiem, gdzieś to niedawno mówiłem, to nie tylko powodzie, ale na przykład tuż przed tym, jak mieliśmy do dyspozycji niewybuch w Litvínovie, a tych rzeczy w tym roku było generalnie więcej. To był więc rok pełen wyzwań, a nasi ludzie poradzili sobie z nim z honorem. Bardzo chciałbym im za to podziękować. I nie tylko im, ale w ogóle wszystkim strażakom szczebla ochotniczego, korporacyjnego, zawodowego, pragnę życzyć im, aby zawsze wracali w dobrym zdrowiu i podziękować im za współpracę ze służbą ratowniczą, która jest wspaniała na wszystkich możliwych poziomach.